Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 204.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kogo chcieli i zrazu obyczajom starym folgowano, patrząc na to przez szpary; teraz duchowieństwo surowsze coraz wymagało ślubów i błogosławieństwa kościelnego.
Sędziwy arcybiskup mało wiedział co się na książęcym dworze działo; łatwo przed nim było osłonić niemkę, która w osobnym dworcu siedziała, a Marko w razie potrzeby, miał się jéj mężem uznawać.
Płocha niemka tego mniemanego małżonka swojego przyjmowała dosyć chętnie, zabawiając się jego opowiadaniami i żartami; Marko téż wolał być u niéj na straży niż na wałach i przy koniach.
Przez Gretę i Marka wojewoda Sieciech uwiadomiony był o tém co się tu działo i w potrzebie się spodziewał Zbigniewem kierować.
Życie w Gnieźnie gnuśnie się wiodło; królewicz o nic nie dbał więcéj krom wspaniałości i blasku jakim się otaczał. O rycerskich sprawach myśli ni mowy nie było, a choć dla oka sprawiano zbroje, zbierano konie, psy i sokoły, Zbigniew ani spytał o nie, chyba gdy miał występować i cały tabor ten za sobą dla okazania swéj potęgi i wielkości prowadził.
Resztę czasu spędzał z lada kim, byle mógł się z wymową i rozumem popisać, znalazł ktoby go słuchał i potakiwał a chwalił.
Z zamku ruszał się rzadko, chyba go który