Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 185.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie było to wszakże tajemnicą dla innych, iż w zwartym orszaku, który Zbigniew z sobą nocą ujeżdżając prowadził, znajdowała się pomiędzy dworem niewiasta z twarzą osłonioną, z któréj młodzież żarty nieprzystojne stroiła, a ona im po niemiecku łając, odpowiadała.
Bolko zebrawszy swą drużynę i część wojska ruszył na pusty i smutny zamek krakowski, na Wawel, który od śmierci królowéj matki stał zupełnie opuszczony. Tu wspomnienia Bolka Szczodrego żywe jeszcze, niedawno przelana krew męczennika, ludzie obcy i przyjaźniejsi swojemu wojewodzie Sieciechowi, niedługo dali pobyć królewiczowi.
Pobłąkawszy się ze swą drużyną około Prądnika, Mogiły, Bielniskich lasów, Stankonia, obejrzawszy pod zamkiem nad Rudawą kościół, który ojciec założył; u ludzi znajdując twarze chmurne, rycerstwo jakieś zdziczałe i niepochopne, by się garnęło ku niemu — wolał się Bolko przesiedlić do Wrocławia i tam przesiadywać. Magnusowi i tym co się koło niego gromadzili, więcéj mógł ufać, niż Krakowianom Sieciechowi oddanym.
Na dzielnice swe poszedłszy królewicze, żyli jako z nich któremu przystało. Zbigniewowi Pomorce do czasu spokój dali i granic nie napastowali, dawnemi wyprawami popłoszeni.
Nadeszła zima, wiosna, i tak znowu Sieciech