Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 178.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skrzywił się Bolko.
— Toćbyś sobie już świeższego kwiatu dobrać powinien — rzekł, — Greta się już z wielą znała, a przez nią królowa z wami czynić będzie co zechce, bo jéj do tego zażywa jak rybak złotego robaczka na wędce.
Starszy głową potrząsnął.
— Ze mnie gruba ryba, na wędę mnie nie wziąć — przemówił uśmiechnięty. — Ani ona, ani królowa, ani nikt nie uczyni ze mną tylko to, co ja zechcę. Nie weźmie mnie ani niewiasta, ani chłopiec, ani nawet duchowny żaden! Rycerzem jak wy nie jestem, ale się z książek trochę rozumu uczyłem i wiem jako ludzie źli są, a jako z niemi chytrym być trzeba.
Zdradził się nieco królewicz tą mową, lecz Bolko mało zważał na nią.
— Przebaczone ci, że rycerzem nie jesteś, — rzekł, — boś w sutannie i klasztorze nie mógł nim zostać — ale, teraz! — teraz bracie rycerzem musisz być, nie chceszli wpaść w ręce jakiego wojewody i mir stracić u ziemian twoich. Siłę masz, na męztwie ci nie zbywa — poczynaj a śmiało.
Zbigniew chytrze mu dziękował.
Ujęli się więc znowu za ręce, i aby okazać wszystkim jak wielką miłość ku sobie mieli, poszli razem ku stołom, około których ziemianie i władycy zasiadali.
Na widok przybywających, niektórzy się pod-