Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 176.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bolko, którego równie łatwo było pozyskać jak rozdrażnić, prędki we wszystkiém nad miarę, gorący, poddający się pierwszemu wrażeniu — pochwycił Zbigniewa pod rękę i razem z nim wyszedł z komnat ojcowskich.
W podwórzu pełno było ludu, tłumy wszędzie. Usiedli na ławie w przedsieniu, aby być sami.
Zbigniew pospieszył z zapewnieniami pojednania.
— Od tego dnia rzekł, będę ci druhem i bratem wiernym. Chcę się od ciebie uczyć rycerskiego rzemiosła, choć młodszym jesteś. Razem iść będziemy, razem nieprzyjaciół wojować, nic jeden bez drugiego nie czynić.
Bolko go uścisnął powtórnie i począł z uczuciem gorącém.
— Przysięgam ci, dochowam wiary, znajdziesz we mnie brata i przyjaciela. Zdrady ani serce, ni usta moje nie znają. Co czynię to otwarcie i szczerze.
Zbigniewowi na słowach i zaręczeniach wymownych nie zbywało, ponowił poręki i oświadczenia miłości. Mówili z sobą serdecznie, a Bolko, który wylewał się łatwo, po krótkiéj rozmowie czuł się z nim jak ze starym druhem zaufanym.
— Pospieszyłeś się bracie — rzekł po chwili — i jużeś sobie ładną Niemkę pozyskał z dworu królowéj. Mówią o tém wszyscy!