Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 174.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzucaliście nań oczyma, jakbyście go wyzywali. Toć mądra rzecz nieprzyjacielowi zawczasu oznajmywać — strzeż się a pilnuj, bo o to rzucę się na cię!!
Uśmiechnęła się biała panna i uderzyła w czoło.
— Kto chce podejść a obalić — rzekła — ten całuje i ściska, droży się i zbliża, aby tajemnice posiadł, a zemstę miał łatwą!
Zdziwiony Zbigniew spojrzał na nią z pod brwi zachmurzonych.
— O! ty rozumna panno! — zawołał, — jakoś to wymądrowała!
— Widzi mi się niezgorzéj — odezwała się Greta z uśmieszkiem — czyńcież zgodę, a pospieszajcie póki czas, inaczéj wy mu nie sprostacie. My go z dzieciństwa lepiéj znamy, mężny jest i silny, podstępem tylko a chytrością wziąć go można...
Uśmiechnął się królewicz i Niemkę ująwszy w pół pocałował w usta, które tak dobrą radę dawały.
— Nie takli! — spytała — nie mamli ja słuszności?
— Tak uczynię! — odparł Zbigniew, — rozumne słowa wasze.
Szeptać coś potém poczęli pocichu, ale już nie o Bolku i sprawach wielkich, zapewne o sobie. Greta się czerwieniła, gniewała, opierała zra-