Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 169.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

władyko nasz, wszyscy którzy cię miłują, nie radzi zmieniać pana.
Za Strzepą wnet niektórzy potakiwać zaczęli jak wprzód arcybiskupowi.
— Panuj nam! króluj nam! — odzywali się — dali Bóg przyjdzie czas na twe syny, wezmą co im naznaczone... Żyj nam panie! Żyj! —
Rękę do piersi przykładając począł król dziękować. Powoli szmer i wołanie przycichły.
— Jeżeli miłujecie mnie, — rzekł Władysław, — oszczędźcież sił moich, bom nie duż, resztę dni poświęcić chcę Bogu, abym u niego na lepsze zarobił królestwo. Policzone są dni moje, myśl słabnie, ręka drży, przez litość mi zastępców dać trzeba, abym o królestwo był bezpiecznym.
Odezwał się ktoś z tłumu.
— Czuwa nad niém pan wojewoda nasz!
— I czuwać nie przestanie, — rzekł król obracając się ku niemu, — ja téż patrzeć się, cieszyć i radzić będę, a młodsi niech próbują sił swoich; niech każdy z nich weźmie część mu przeznaczoną, aby więcéj nie pożądał, a zgoda święta między braćmi panowała.
Znowu w gromadzie potakiwać głośno poczęto.
— Czyń, miłościwy królu, jakoś postanowił, czyń! — odezwał się arcybiskup. Duchowieństwo całe powstało i jawnie oświadczając się za królem, przechyliło szalę.