Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cława i miłego patrona waszego Idziego świętego...
Szmer potakujący duchowieństwa wtórował arcybiskupowi skłonili głowy biskupi wszyscy, wielu ziemian podniosło ręce pochwalając zgodnie, król pochylił głowę i rzekł nieco ośmielonym głosem:
— Dobrém mi się widzi, co mówicie ojcze mój, ja też tak myślę i pragnę tego. — Mówcie, radźcie w imię Boże.
Wysunął się Strzepa, pokłonił królowi, oczy nań zewsząd obrócono. Nie wszyscy znali go, poczęto pytać co za jeden był i szmer się rozszedł po izbie.
— Miłościwy królu — rzekł nieco chrypliwie — dobrém to jest na oko, ale i niedobrém się stać może. Po co masz z rąk swych władzę za żywota wypuszczać? Czy to nam z tobą źle, albo ziemie nasze cierpią na tém? Nieprzyjaciel z pomocą Bożą odpierany na każdym kroku lęka się nas, w pokoju gospodarczym, niczego nam nie brak ino byś nam, miłościwy panie zdrów był i jak najdłużéj panował!
Przyjdzie kres od Boga wyznaczony, powoła Bóg dzieci twe, czas naówczas będzie, aby objęły co im przypadnie. Poco sobie ręce wiązać za życia i zrzekać się tego co Bóg zlecił?
Mówię to z serca wam oddanego miłościwy