Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cznych wyglądały jedna nad drugą ciekawe głowy dworu królowéj.
Rozpoczął arcybiskup modlitwę łacińską, wzywając błogosławieństwa Bożego, przeżegnał i wszyscy przeżegnali się schylając głowy, nastało milczenie. Król mówić miał, ale mu spalone usta odmawiały posłuszeństwa i kubek z wodą zaprawną podać musiano dla orzeźwienia.
Zwrócił się naprzód ku duchownym.
— Ojcowie miłościwi — począł głosem cichym, — ziemianie i władycy mili, mówcie z czém do mnie przybywacie, abym waszéj prośbie uczynił zadość — jeśli mogę.
Arcybiskup skłonił głowę.
— Miłościwy królu — rzekł głosem pewnym i śmiałym — przyszliśmy do ciebie, aby schorzałemu pociechę i ulgę przynieść a spokoj na najdłuższe lata: ażebyś o ziemie swe nie trwożył się, ani o przyszłe losy, ażali nie byłoby dobrém, spadek zawczasu synom wyznaczyć, sporom zapobiegając, sobie pozostawiwszy ziemie i grody jakie się zda miłości waszéj, na młodych zdać czuwanie.
Nie dla czego innego pragniemy tego, tylko, abyś na duszy był spokojnym, siły mógł za przyczyną patronów naszych i orędowników odzyskać, a żyć nam jak najdłużéj. Modlić się będziemy wszyscy do Boga miłościwego, do matki jego, orędowniczki naszéj, do świętych Wojciecha, Wa-