Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z którym do jawnéj walki występować nie mogę. Obróci się ich własna robota przeciwko nim.
— Tak mówicie — odezwał się zdumiony Strzepa.
— Mówię tak i spokojnie na to poglądam — ciągnął daléj Sieciech. — Dwu czy dziesięciu ich stanie, w zgodzie z sobą nie będą. Nie lękam się tego. Młokosom podołać łatwém będzie. Król przy sobie zwierzchnią zatrzyma władzę...
— Na wiecu ozwą się przeciw wam głosy nieprzyjaciół! — zawołał Strzepa.
— Przeciw mnie jedne, za mną drugie — rzekł wojewoda. — Król, który z arcybiskupem się naradzał, który mi sprzyja, którego w rękach mam, nie powiedział mi nic. Znam go i sądzę z milczenia, że krzywdy uczynić mi nie da. Gdyby gniew miał a niewiarę, wydałby się z nią. Królewicze oba podemną zostaną. Nie lękam się ich, bo wprzód nim walkę z Sieciechem, rozpoczną z sobą.
Szydersko rozśmiawszy się wojewoda, zamilkł nagle, jak gdyby kończyć nie chciał. Dopiéro odprawiwszy tych, co z nim siedzieli, wrócił do oczekującego Strzepy.
— Nie lękajcie się — rzekł — ani o mnie ni o siebie. Z dwu słabych, nikt jednego mocnego nie sklei. Pójdą na wojnę w pułkach tysiącznicy moi, sotnicy także, po zamkach ludzie z méj ręki, powinowaci i druhowie; co oni z tą