Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 127.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z rozochoconą twarzyczką. Dyszała ze zmęczenia ząbki pokazując białe, pierś się jéj podnosiłą, oko pałało. Królewicza dobiło wejrzenie. Królowa zaś Judyta, jakby zapomniała o niebezpieczeństwie, o którém mówiła, odeszła zaraz i zostawiła ich z sobą.
Usiadła na łąwie zmęczona Greta, a Zbigniew, jak to było naówczas w obyczaju, podnóżek wziął i na nim u kolan się jéj przysiadł. Znaczyło to wiele, bo cały dwór patrzał. Greta tryumfowała.
W téj chwili jakoś ustała gędźba i śpiewy, ciszéj się zrobiło w sali i z podwórca słyszeć się dały rogi myśliwskie, Bolko z drużyną z łowów powracał.
Greta posłyszawszy granie pobladła.
— Pewnie brat mój z lasów powraca — zawołał Zbigniew — daje znać o swojem przybyciu, aby mu się radowano. Rycerz wielki!!
— Dzieciak jeszcze! — dorzuciła Niemka.
— A już mu się chce nad starszemi panować! — rzekł Zbigniew.
— O! gdyby mu tylko dozwolono, wszystkichby pod swe rządy zagarnął — rzekła cicho Greta.
— I was? — zaśmiał się Zbigniew.
— O! nie! nie lubię tego malca — odpowiedziała Niemka — nie dałabym mu się i sukni mojéj dotknąć.
— Za to że go nie cierpicie — wtrącił kró-