Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! nie może to być! nie może! — poczęła żywo. — Wy się z ubogą dziewczyną ożenić nie możecie, a ja, ja!!
Zbigniew niedając jéj dokończyć parsknął śmiechem i coś rzucił śmiesznego do ucha. Zarumieniła się mocno...
Szeptano już ciszéj...
Tak w sposób bardzo prosty i pierwotny poczęły się miłostki niepięknego królewicza z prześliczną Niemką, w któréj on strach i obrzydzenie wzbudzał.
Naprzeciw siedzący zdala jeden z tych co już miłość Grety mieli i stracili, patrząc na nią, mówił do drugiego.
— Bąku miły, patrz ino na tłustą Niemkę? Spojrzałeś ty kiedy w oczy wężowi, gdy głowę z pod liści wysunąwszy ślepia swe otworzy? Zda się i on jakby żądła zie miał, jakby się w tobie serdecznie miłował, jakby cię chciał całować! Tak z Gretą, a i ona kąsa.
Greta tego dnia wydawała się odmłodzoném dziewczątkiem niewinném. Zbigniew pożerał ją oczyma; na królewnę zaczarowaną z bajki mu wyglądała. On co się jeszcze nigdy w życiu do tak uroczéj nie zbliżył istoty — oszalał.
Gdy potém Judyta zawołała swą dziewkę do siebie, a ta Zbigniewowi rzuciwszy wejrzeniem pożegnanie pobiegła do pani, królewicz stłumionym głosem szepnął do Marka.