Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi, najwierniejszym jest sługą, a służąc mnie nieprzyjacioł sobie uczynił wielu. Dla mnie on trzeciem dziecięciem, więcéj może, druhem, podporą, tarczą, rozumem moim, prawicą, wszystkiém.
Mówił coraz żywiéj chory, aż tchu mu zabrakło.
Stary pasterz spojrzał dokoła i z piersi mu się dobyło ciężkie westchnienie.
— Nie przystałoby mi was, panie, z błędu wywodzić — rzekł z powagą — gdyby nie było to sumienia obowiązkiem. Wy miłujecie Sieciecha, lecz on więcéj pono własne korzyści swe niżeli was miłuje. Jam powinien ostrzedz was.
Zbladły i wylękły król ręce łamał i oczy zakrywał.
— Nieprzyjaciół jego głosy w piersi się waszéj odbiły, ojcze mój — zawołał. — W obronie mojéj stojąc przyczynił ich sobie, zazdroszczą mu.
Biskupi spojrzeli po sobie.
— Po cóżbym zasmucać miał duszę twą, królu a panie — odezwał się arcybiskup — gdybym pewien nie był iż mówię prawdę? Patrzcie, słuchajcie, a nie zaślepiajcie się.
Na to nie odpowiedział Władysław, i umyślnie zwracając rozmowę, szepnął zcicha.
Powiedżcie mi ojcze, co sądzicie o zamiarze moim podziału państwa tego?
— Jeżeli spokój i zgodę nim okupić może-