Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 103.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szyki pomięsza. Nie silił się nawet na udawanie spokoju i wesela.
Arcybiskup Marcin i biskup Filip usiedli u królewskiego stołu, wojewoda zatrzymał się nieco, wahał się widocznie pozostać ma czy odejść, pilnować króla czy opuścić go i zdać na doradzców duchownych, gdy Władysław przyzwawszy go szepnął mu coś do ucha, wydając jakieś rozkazy. Wojewoda zwolna i z niechęcią oddalił się z komnaty.
— Ojcze mój! — począł król, który ręce miał zwyczaj składać jak do modlitwy, gdy był poruszony — ojcze mój, Bóg was tu zesłał do mnie w chwili ucisku, jako anioła pocieszyciela!
Arcybiskup milczał, król odetchnąwszy ciągnął daléj.
— Oto mści się na mnie grzech mój. Ten, dla którego wyście wolność wyprosili, powstaje już na brata. To czegom się obawiał, przyszło, drżę i płaczę... Niezgoda wstąpiła w dom mój i grozi mu zgubą!
Arcybiskup zdziwił się i przeraził, wieść bowiem o wypadku jeszcze go była nie doszła. Król opowiedział mu to o czém od syna słyszał.
Starzec milczał długo zdumiony i przybity. Bolał nad tém z ojcem na równi.
— Pojednać ich musiemy — rzekł — pojednamy!