Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 096.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lewskim dworze panowała cisza, a Władysław modlił się, trwożył i chorzał.
Całe dnie schodziły mu na myślach tęsknych, w których przewidywał przyszłe zawikłania i klęski. Wróżył zawsze co najgorsze.
Dopóki Zbigniew był zamknięty, płakał nad tém dziecięciem swém pokrzywdzoném; gdy go uwolnił, lękać się począł, ażeby z Bolkiem nie waśnili się i nie spierali, lękał się aby nie zniechęcili Sieciecha, lękał aby wojewoda zrażony nie odstąpił od niego. Obawiał się dzieci własnych, bał wojny, niezgody, niepokoju; ze wszystkiemi radby był żyć w zgodzie, nikogo nie zniechęcać, okupić ciszę dla dni starości swéj.
Widma chorobliwéj wyobraźni, przeczucia straszne go prześladowały. Nocami sny miewał przerażające, po całych dniach gryzł się podejrzeniami i przywidzeniami. Strapionego ducha ledwie na chwilę ukoiła modlitwa, troska powracała znowu. Dręczył się sam.
Sieciech wezwany do rady zawsze miał jedno na ustach, użycie siły i grozy, król właśnie wstręt do obojga. Obawiał się skutków.
Wieczora tego zostawiony sam sobie z milczącemi urzędnikami przybocznemi, król opanowany był przez te widma straszliwe klęsk i zawichrzeń; gdy komornik wbiegł oznajmując o Bolka powrocie. Nie wiedział więcéj nic nad to, że królewicz sam przybył z drużyną, a wojska przy nim nie było.