Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bolko — ja téż pod twoje dowództwo nie idę. Tyś nie żołnierz...
— Alem syn królewski jako i ty — i starszy — krzyknął Zbigniew.
Bolko się zmarszczył trochę.
— Ja ci nie zaprzeczam ani synowstwa, ani starszeństwa, aleś ty na wojnie klerykiem — zawołał Bolko.
Wyraz ten dotknął mocno Zbigniewa, krew mu uderzyła do głowy, padł na ławę i podparł się na stole.
— Czyń co chcesz, jakom rzekł, inaczéj nie będzie — zakończył.
— No, to nie będzie nic! — krzyknął porywczo Bolko. — Ludzi szkoda, ciebie żal. Łeb ci utną. Wprzód się trzeba wojny nauczyć, nim się wodzić zechce... Na zgubę ludzi prowadzić ja nie dam.
— Jeżeli sam wojny nie znam, znajdę takiego, co za mnie będzie znać i powiedzie, ale z méj ręki — odezwał się starszy.
Bolko się z ławy zerwał.
— Na prawdęś to rzekł? — spytał.
— Nie na żart — zamruczał Zbigniew, którego twarz zań odpowiadała.
— No, to ja ci téż powiem na prawdę, że pod tobą ani wodzem z twojéj ręki, ja nie idę. Wezmę sobie połowę ludzi, bierz ty drugą i próbujmy szczęścia.