Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 077.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

okazał. Niecierpliwił się wnet i rzucał o ziemię co trzymał, klnąc a łając.
Gdy jechali razem, Bolko wyglądał królewsko, tamten na przystrojonego parobka, choć się obwieszał łańcuchami i świecidłami wszelkiemi, w których się kochał bardzo. Dwór téż jego co miał świetnie wyglądać, wydawał się cudacko.
Niepowodzenie to jątrzyło Zbigniewa; powoli począł się coraz głośniéj dopominać o swe pierworodztwo i gdzie tylko mógł zasiadać pierwsze miejsce.
Dwór jego nie ustępował kroku Bolkowéj drużynie, ztąd się rodziły waśnie i spory nieustanne.
Bolko mniéj dbał o miejsce i śmiał się. Dwunastu towarzyszów jego patrząc na współzawodnika swojego pana niezgrabnego, nie szykownego, przezywali go Klechą, śmieli się po cichu z niezręczności jego, z dumy, a czasem drwiny przez usłużnych usta dochodziły, do chętnie nastawiającego na wszystko ucho Zbigniewa.
Między tymi dwoma obozami młodych synów królewskich, naprzód się objawiło współzawodnictwo, zrodziła zawiść i nienawiść. Dwór Zbigniewa na prędce zbierany, złożył się z niezbyt dorodnéj młodzieży, ściąganéj ze wszystkich kątów, która odzieżą tylko jaskrawą się odznaczała. Marko Sobiejucha zajął tu miejsce przedniejsze, niby ochmistrza czy dowódcy. Gdyby największe