Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Odroczy się przez to co się ma stać, ale nie minie — rzekł ponuro.
Królestwo to nie ostoi się bezemnie.
— Co nam Zbigniew! klecha ten! — wtrącił mały, opasły Barwień gładząc bródkę rudą. — Co Zbigniew? — do parobka niż do królewskiego dziecka podobniejszy, a z oczów mu patrzy jak dzikiemu zbikowi.
Nic Sieciech nie odpowiadał, burzył się w sobie. W tém młody chłopak ze dworu królowéj, przyszedł mu coś szepcząc do ucha. Odprawił go ruchem ręki, nic nie mówiąc, gniewny jeszcze na wszystko co go otaczało, lecz po krótkim namyśle wstał i wyszedł, zostawując swych przyjaciół bez opowiedzenia się im dokąd i na jak długo... Ci pozostali rozprawiając nad wypadkiem niespodzianym dnia dzisiejszego. Dworzanin królowéj prowadził wojewodę bocznemi drzwiami do mieszkania Judyty.
Cesarska siostra właśnie poczęła była zdejmować z siebie klejnoty, w które się na uroczystość przystroiła, w sukni rozpiętéj chodziła po komnacie gdy Sieciech się zjawił w progu. Po twarzy jego poznała gniew, z którego nie ochłonął jeszcze, ona téż niemniéj była oburzoną i rozdrażnioną.
— Być że to może, wojewodo, zawołała stając naprzeciw wchodzącego, ażebyście wy nie mieli siły zapobiedz temu, dopuścić to królewskie