Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 062.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słaniając się krokiem niepewnym, upadł na ziemię przed nim i począł nogi jego całować.
Władysław wyciągnął doń ręce i pochwyciwszy go, łkając do piersi przycisnął.
Królowa nawet, która dotąd złośliwe żarty stroiła, przybrała twarz surową, ale pełną wstrętu...
Władysław długo przemówić nie mógł.
— Upadnij do nóg ojcu naszemu duchownemu, — żawołał, — i tym wszystkim co błagali za tobą im dziękuj, bo im winieneś wolność twoją. Przebaczyłem ci. Pomnij iż łaską jesteś dźwignięty i przywrócony do praw twoich, kajaj się, bądź synem posłusznym, bądź bratu druhem wiernym.
Zbigniew stał i słuchał z głową spuszczoną jak winowajca.
— Ojcze miłościwy, — wyjąknął w końcu głosem złagodzonym ale niemiłym. — Nieprzyjaciele twoi użyli mnie za narzędzie. Będę ci synem wiernym, będę bratu druhem, będę królestwu twojemu obroną i służebnikiem. Mówiąc całował ręce arcybiskupa, który téż dodał głosem drżącym.
— Pomnij, pomnij, Kneziu Zbigniewie, iż wzięliśmy cię na sumienie nasze...
Otaczający poczęli wołać niektórzy — Boże, zmiłuj się nad nami! — Inni. — Długi żywot królowi!.
— Królowi żywot i panowanie!
Rozległ się okrzykami zamek i podwórza.
Oczy wszystkich zwracały się teraz ciekawie