Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 058.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Miłościwy panie, sercu twemu ojcowskiemu folguj, a próśb naszych wysłuchaj, przebacz mu!
Stał już za nim w gotowości Dyonizy Poznański biskup, mąż w sile wieku, i zawołał głosem pełnym...
— Nie grozą ani postrachem stoją królestwa, ale łaską Bożą i cnotą ludzką. Cnotą jest miłosierdzie, łaska zyskuje się uczynkiem dobrym. Przebacz mu panie, choćby wrogiem był, zwyciężysz go miłością, przebacz!
Naostatek mniéj pewnym krokiem, na skinienie arcybiskupa wysunął się i Filip Doliwa biskup płocki, głosem cichym, powtarzając za drugiemi nieśmiało.
— Przebacz mu panie!
Niektórzy się do nóg schylili, król płakał i łzy ocierał.
Sieciechowi druhowie i poplecznicy, których on napróżno oczyma popychał, aby występowali z nim razem, nie mieli odwagi iść wbrew duchowieństwu całemu, wstydzili się namawiać do okrucieństwa, gdy drudzy do łaski skłaniali. Stali milczący tem się ograniczając, że nie szli z innemi prosić króla za Zbigniewem. Na obliczu wojewody krakowskiego, gniew pałał krwią po nim rozlaną. Pierwszy raz publicznie złamany być miał wpływ jego i potęga. Nie szło mu już tyle o los Zbigniewa, co o własne upokorzenie.