Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 056.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chodzimy, zaklinam cię i błagam, usłysz głosy nasze, uczyń tak miłosierdzie jako pragniesz aby ci w dniu sądu strasznego uczynioném było.
W niepewności wielkiéj król stał strwożony, ręce które trzymał oparte na stole trzęsły się ze wzruszenia, łzy z oczów mu płynęły, gdy przez gromadę otaczającą króla przedarł się Bolko.
Z przestrachem jakiemś spojrzał nań ojciec, lękając się może wymówki, gdy szlachetne chłopię rzuciło mu się do nóg i ściskając kolana, zawołało:
— Ojcze kochany, królu miłościwy, i ja za bratem proszę a kłaniam się do stóp twoich, przebaczcie mu! — przebaczcie!
W tém Sieciech nie mogąc się powstrzymać, krzyknął głośno.
— Prosisz za tym który ci odbierze królestwa połowę, spokój zamąci, a jutro cię wyzwie na rękę.
I rozśmiał się dziko.
— Królestwa mu nie żałuję, — odparł młody królewicz — jest ich dosyć do zdobywania po świecie, wyzwania się jego nie lękam! — Będzieli śmiał burzyć się niewdzięczny, pójdziemy nań, złamiemy go, ukarzemy...
Sieciech niemal pogardliwie spojrzał na chłopaka, który po raz pizrwszy wystąpił tak śmiało i oczyma rzucił wymówkę Wojsławowi, iż dopuścił a dozwolił na to zuchwalstwo.