Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 044.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pomocy więc swéj odmawiacie mi, — zapytał staruszek łagodnie, wojewodo, panie miły, pomnijcie słowa Chrystusowe, które miłosierdzie, przebaczenie i litość nakazują, to prawo nasze.
Sieciech milczał długo smutny.
— Nietylko prosić za nim niemogę, — odezwał się, — ale mówić będę przeciw niemu. Wyznaję to otwarcie. Sprawą duchownych jest rozgrzészać, my miecz trzymamy, abyśmy karali.
Blada twarz staruszka zarumieniła się, podniósł się nieco, drgnął i hamując się mówić począł.
— Mądrość wasza jest z tego świata, fałszywa, zgubna i omylna. Przeto mówię wam, zawiodą was rachuby i gdzie zbawienia szukacie, znajdziecie upadek. Nie jest daném człowiekowi widzieć naprzód, a kto myśli że widzi przyszłość myli się, i kto sądzi że zapanuje losowi, łudzi się, a ten tylko kto słucha głosu prawdy i idzie za nim, dojdzie do celu.
Jesteście wojownikiem i wodzem wielkim, macie w ręku wojska i skarby, władzę i siłę, nie myślcie przeto ażebyście wszechmocnemi byli. Bóg jeden wszechmocny. Gdy on rzecze w proch się obróci wszystko.
— Ojcze przewielebny — przerwał wojewoda — przebaczcie mi. Nie sprzeciwiałbym się woli waszéj, gdybym nie widział niebezpieczeństwa. Kró-