Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 042.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bez was lub przeciw wam król albo nieuczyni nic, albo uczynioném gryźć się będzie, gdyż słusznie w was szanuje podporę tronu swojego, rzekł starzec.
— Pierwszym sługą jestem — odparł Sieciech.
— Bądźcież doradcą — dobrym, mówił O. Marcin. — Kto miłosierdzie czyni, temu ono będzie uczynionem.
Popatrzał sędziwy biskup na Sieciecha, lecz wejrzawszy nań, pogoda z jego twarzy ustąpiła, rozlał się po niéj frasunek. Zawahał się ze stanowczém słowem.
Po chwili milczenia, począł powoli.
— Niesłuszném jest, że król jedno dziecko swoje drugiemu poświęca i srogo karze niewinnego, którego źli ludzie popchnęli do błędu: Dla Zbigniewa potrzeba prosić miłosierdzia i przebaczenia.
Wojewoda brwi ściągając groźno, cofnął się krokiem.
— Ojcze przewielebny — odezwał się, — kapłanem jesteście, pasterzem naszym duchownym, żyjecie w Bogu a naszego złego świata mało znacie. Zbigniewa rozdrażniwszy wypuścić jest to zwierzęciu dzikiemu dać wolność. Będzie godził na ojca, na brata, na mnie, byle siłę pozyskał mścić się zechce, państwo zakłóci.
Być to nie może! — nie może!
— A ja wam powiadam, wojewodo, — rzekł