Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 021.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kaźni z winy tych zdrajców, co za narzędzie go używszy, sami wprawdzie marnie zginęli, ale królewiczowi świat zawiązali.
Oburzał się nadewszystko arcybiskup Marcin i płakał nad sponiewieraną krwią królewską, a gdy mógł potajemnie ze stołu swojego posyłał jedzenie i droższe nad nie słowa otuchy i nadziei.
Arcybiskup Marcin stał na czele duchowieństwa polskiego, tak jak kościół Gnieźnieński był matką wszystkich innych w kraju całym; na równi z królewską była powaga jego i władza, a poniekąd nawet przechodziła ją, gdy szło o sprawy wiary i sumienia.
Pobożny król, chociaż ulegał ślepo Sieciechowi posłuszniejszym jeszcze kościołowi być musiał. Uczył przykład Szczodrego świeży jeszcze, uległości dla duchownéj władzy.
Na tę miłość jaką sobie pozyskał, zarabiał Zbigniew nadzwyczajną pokorą i rezygnacją. Słuchając mszy świętéj, najczęściéj w obec arcybiskupa korzył się, padał na ziemię, wzdychał i łzy ocierał, a wróciwszy do izby, gdy nikogo nie było oprócz Zahonia, śmiał się przechwalając przed nim, jak chytrze umiał sprawę swoją prowadzić.
— Nie będziesz żałował, — mówił mu, — żeś się przy mnie został, obaczysz, że postawię na swoim. Wszedłem tu prawda, w odartym kożuszku, a wyjdę w szkarłacie, jak synowi królewskiemu