Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 196.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na łowy nie chodziemy... Złote życie! — Ręce podniósł z kubkiem w górę.
— U was jak w klasztorze klauzura i dzwonek, dzień podzielony, spoczynku niema nigdy, służba jak niewola, u nas człowiek brzucha dostanie i dobrze mu.
Pogładził się po piersiach.
Późno w noc przyjęcie u ochmistrza skończyło się śpiewaniem, do którego i małżonkę swą Gretę wezwał Marko, bo dla mienia i łaski pańskiej ożenił się z nią stary Sobiejucha.
Nie było to już piękność dawna, ale niewiasta otyła, blada i ociężała, z wypłowiałemi oczyma. Na prośbę męża zaczęła śpiewać pieśni niemieckie, które nie wszyscy rozumieli, ale wesołe był musiały, bo ona sama i mąż śmieli się z nich mocno.
Zasłyszawszy o weselu Bolka, odezwała się do Skarbimierza z ubolewaniem że książe Zbigniew, także żenić się nie myślał, a z ladajakiemi niewiastami żył nie porządnie: mąż jéj wprędce usta zamknął, nie dając się z tém zbyt rozgadywać, bo była téż po kilku kubkach i nad miarę otwartą.
Korzystając z tego iż wszyscy dobrze byli podchmieleni gdy się rozchodzili, Michno przeprowadził do izby Skarbimierza, szepnąwszy mu przy rozstaniu, że wieczorem nawet nowego gońca do Pragi wysłano.