Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 184.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu widok się im przedstawił niespodziany. Zbigniew rad był wystąpić po swojemu, aby okazać potęgę i dostatek; służba więc, która niedawno odarto i boso po dziedzińcach biegała, stała przywdziawszy bławaty, łańcuchy i miecze pozłociste. Napędzono jéj zewsząd, aby liczbę powiększyć, w izbach i sieniach gromady się tłoczyły. Sam Zbigniew odział się w szkarłat i złoto. A że Bolko nosił zawsze na piersiach na złotym łańcuchu blachę z wizerunkiem ojca, on téż ciężki łańcuch wziął na piersi, zawiesiwszy na nim klejnot wysadzany kamieniami, smoka skrzydlatego wyobrażający.
Dwór nie umiał prawda stać jak należało, ani się ruszyć raźnie, ale go było dużo i wystrojonego jaskrawo.
Skarbimierz, który dawno nie widział księcia a słyszał o nim, że był chory, zdziwił się ujrzawszy otylszym niż był i jakby obrzękłym, ciężkim, z oczyma podpuchłemi, bladym, przed czasem postarzałym. Gnuśną naturę czuć w nim było, z poza któréj przebiegłość i chytrość się przebijała. Posłów książe przyjął nadzwyczaj uprzejmie, acz w głosie, wejrzeniu i postawie, nie było téj życzliwości, jaką słowa głosiły.
O. Hilarjon sprawił to z czém go posłano, wypowiedziawszy pięknie i gładko, jak książe Bolko tęskno czekał na brata, chcąc go mieć w uro-