Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 179.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sy, osady. Nie było i jednego człowieka, któryby odszedł z rękami próżnemi.
Na zamku okazały dwór pański, nanowo przybrany i uzbrojony, pachołkowie, czeladź, urzędnicy, wszystko wyglądało rzeźwo, ochocze, wesołe, jakby już królem był książe krakowski.
Wyprawieni przez Bolka z zaprosinami do Płocka ksiądz Hilarion kapelan książęcy ze Skarbimierzem wojewodą, ruszyli zawczasu, aby mieli porę na wesele powrócić, które z uroczystością wielką odbywać się miało.
Żaden z nich nie widział dworu Zbigniewa, a wystawiali go sobie podobnym wspaniałością i powagą do krakowskiego.
Ksiądz Hilarion pobożny, dobroduszny kapłan cichy i spokojny, posłanym był, aby mówił i namawiał jako orator; Skarbimierz bowiem rycerz mężny, ulubiony Bolkowi, dodany dla powagi, wojak i mąż umysłu bystrego, niechętnie i niełatwo się na słowa zdobywał. Mowę miał krótką i nieuczoną. Patrzał za to bystro i oka jego nic nie uszło. Nie szkodziło, żeby się bliżéj rozpatrzył w Płocku, gdyż wieści ztamtąd przychodziły osobliwe, groźne. Rozpowiadano, że Zbigniew zmowy czynił potajemne przeciwko bratu, i właśnie czasu wesela, korzystając z tego, że wszyscy się mieli gromadzić w Krakowie, nasłać miał na kraj Czechów i Pomorców sprzymierzeńców swoich.
Nie wierzono pogłoskom, oburzał się Bolko