Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 159.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nawet nie masz prawa, zamek mój, ziemia moja, wszystko moje — precz!!
Uniósł się Zbigniew, lecz jeszcze słów tych nie dokończył, gdy Bolesław, który miecza nie dobył tylko przez poszanowanie dla zwłok ojca, poskoczył wołając:
— Precz ty ztąd, przybłędo nikczemny! Bezwstydny chciwcze i przechéro!
Natarł tak na Zbigniewa, że ten przelękły cofać się począł i na ludzi swych oglądając, wołał:
— Tu! do mnie! do mnie!
Dwór Zbigniewa nie śmiał się przybliżyć, bo i Bolesława młodzież nadbiegała. Marko z towarzyszami opodal stał, miotał się, ruszał, ale przystąpić nie miał odwagi.
Bolko gnał tak cofającego się brata z usty zacisniętemi, z twarzą wykrzywioną, aż do ściany przyparł.
— Jak ci nie wstyd! — wybuchnął, o krok się zbliżywszy, mierząc go oczyma pełnemi wzgardy — jak ci nie srom tych ludzi, jeżeli się nie wstydzisz sumienia własnego. Nie oddałeś nawet czci zwłokom rodzica, pierwsza myśl twoja łupiez! Nie umiesz nic zdobyć na nieprzyjacielu, a chcesz wyrwać bratu. Ty! ty!
I groził mu ściśniętą ręką.
Zbigniew trząsł się, wołając ciągle na swoich.
— Sam do mnie!