Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 137.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obiecywały się otwarte stoły i beczki, co radość większą jeszcze czyniło.
Bolka téż kochali wszyscy i cieszyli się tém, co w ich oczach miało większe znaczenie, niż król i starszyzna mu przypisywała.
Na Zbigniewa mało kto patrzał, ukryć więc mógł gniew, jakim pałał, zazdrość i pragnienie zemsty. Zazdrościł młodszemu wszystkiego: oznak miłości powszechnéj, męztwa, serca ojca, sławy i rycerskiego pasa, choć i on dziś włożył swój kosztowny i lśniący, ażeby się nim pochlubić.
Nikt ani na niego ni na ten strój nie spoglądał...
Zaledwie uciszyło się nieco w kościele, gdy z presbyterjum, gdzie stali kapłani, z pośrodka ich dał się słyszeć głos, który wszystkich zdumiał.
— Książe panie, Władysławie pobożny. Pocieszył dziś Bóg królestwo Twe, podeszłe lata twoje, chorobę twą, a ziemię tę przez nowego pokrzepił rycerza.
Błogosławiony żywot, który wydał na świat syna takiego! — Dotychczas Polska nękana była przez nieprzyjaciół, ten młodzian ją do dawnéj przywróci potęgi [1].
Zdumieli się wszyscy temu głosowi proroczemu, który wyszedł jakby mimowolnie natchniony

  1. Gallus.