Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnemi, a choć gniewny był czasem i prędki, nigdy się na bezbronnych nie porywał i słabych nękać nie dopuszczał.
W nim był prawdziwy duch tego rycerstwa szlachetnego, które we Francyi się krzewiło i społeczeństwu oświeceńszemu prawa dawało.
Dzień cały po wyruszeniu Bolka, wieści o nim nie było. Nazajutrz następowało Wniebowzięcie Panny Maryi na tę uroczystość wyznaczone. — Królewicza oczekiwano niecierpliwie. Król, choć chory, kazał się nieść na nabożeństwo do kościoła katedralnego, gdzie arcybiskup z towarzyszami celebrował.
Brakło mu syna, a myśl, że on tam dnia tego świątecznego bić się musi i nie ma spoczynku, smutkiem mu oblekała twarz pomarszczona. Zbigniew z tego niepokoju ojcowskiego szydził, jeśli nie słowy to szyderskim wyrazem — który go nigdy nie opuszczał.
Odprawiono nabożeństwo poranne, nastąpiło wieczorne, Bolka jak nie było tak nie było, nakoniec i noc zapadła — słychu żadnego nie miano o nim od granicy.
Niepokojąc się król wysłać kazał jednego z najsprawniejszych ludzi swych, aby się starał dostać języka. Goniec miał już wyruszać pod noc, gdy za bramami zahuczało, jakby wicher się zrywał, Bolko biegł w kilkadziesiąt koni,