Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 121.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

darza, bo Pomorcy Santok oblegają. Za godzinę ruszam. Chcesz ze mną? Rad będę.
Zbigniew się zadumał.
— Jam się na wyprawę nie przysposobił rzekł, ludzi mam garść małą, na niewieleby się przydali. Patrzeć zaś na twe bohaterskie dzieła nie potrzebuję, bo wiem, żeś mężny i nieustraszony. Zostanę przy ojcu.
— Więc nawet ochota cię nie bierze samemu poharcować z niemi? wtrącił Bolko z rodzajem politowania.
Starszy zmięszany nieco oczy spuścił bełkocąc.
— Nie wziąłem z sobą ludzi wojennych tylko dwór, nie mam z kim iść. Zbroi téż nie wiozłem z sobą.
— Znajdzie się i u mnie — rzekł Bolko.
Zbigniewa to nastawanie niecierpliwiło.
— Ja przy ojcu będę, nie godzi się go samym porzucać, aby się o obu nas niepokoił — począł chmurno.
— Sam nie będzie, królowa jest! — mówił Bolko.
— Nie wybrałem się na wyprawę! rzekł Zbigniew.
— I ochoty nie masz do niéj! wtrącił Bolko śmiejąc się.
— Takiéj jak ty, nie miałem nigdy — zawołał starszy z gniewem tłumionym. — Na Pomorców ty jesteś stworzony, oni cię szanują.
Słyszałem — dodał — że gdyśmy ostatni raz