Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 118.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niezmierna wrzawa, rogów piskliwe granie, krzyki i śpiewy niesforne rozlegające się nagle, zwiastowały przybycie Zbigniewa.
Król mimowolnie przerażony drżeć zaczął, obłąkanemi powiódł oczyma i uspokoić się nie mógł, choć mu oznajmywano, że królewicz syn jechał z tym szumem rozpustnym.
Znano go z tych wjazdów, których zwyczaju pozbyć się nie chciał, choć go o nie strofowano. Otaczał się ludźmi, którzy posłuszni mu w każdéj osadzie, do każdego gródka się zbliżając, swawolę tę powtarzali.
Dziwacznie wyglądał orszak starszego królewicza, który sobie dzikich a rozpasanych ludzi dobierał, a stroił ich osobliwie, w szaty jaskrawe, czuby i pasy, obwieszając konie i ludzi dzwonkami i trzęsidły. Miłe mu było, co najgłośniéj brzęczało. Na prostym gminie wrzawa ta pańskiéj czeladzi czyniła wrażenie, stawali na drogach patrzeć nań zdumieni, przypadali i kłaniali się nisko, oglądali długo. Lecz gdy obok téj drużyny niesfornéj a swawolnéj, stanęła Bolkowa rycersko piękna a skinieniu posłuszna, widział każdy dwu panów różnicę.
Bolko wielce ciekawy obyczaju rycerskiego na zachodzie, pilnował między swemi porządku o jakim z Francyi i Niemiec zasłyszał. Były to właśnie te czasy, w których się instytucja rycerstwa, możnaby powiedzieć zakon rycerski, co taki