Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nem tu był! żyć bez niego nie mogli. Nie stało go, i śladu po nim niema!
— Pamięć bo została, ale niedobra — odezwał się Strzegoń.
I trochę spoczęli znowu.
— Co tu u was tak wygląda świątecznie! zapytał podróżny.
— Niby niewiecie, że święto za dni pare przypada! rzekł Strzegoń. A no, mało tego, uroczystość będzie znaczna, bo król stary Bolkowi i jego drużynie rycerskie pasy ma dawać.
— I Zbigniewowi téż? — zapytał podróżny.
— Po co mu drugi, kiedy już jeden dostał sobie — odezwał się Strzegoń. Choć nie bardzo wojował, ale zawczasu rycerstwo to wyprosił u czeskiego króla. Pysznił się niem Bolkowi na złość, gdy ten krew przelewając pasa nosić nie śmiał.
— Kiedyż owo pasowanie?
— W samo święto! — rzekł dowódzca.
Mówili jeszcze z sobą, gdy na dziedzińcu Strzegoń posłyszał wołanie i na sianie zostawiwszy towarzysza, rzucił się z odryny dowiedzieć co się stało.
Na koniu pianą i potem okrytym, leciał ku szopom młody, ciężką zbroją okryty cały, chłopak, w którym wysłaniec Sieciecha, Bolka poznał.
Lat kilka uczyniły go dorosłym, silnym mę-