Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 111.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż robicie?
— Potroszę wojujemy, a czasem się spoczywa — odezwał się dowódca.
— A król?
— Król? stare panisko! w kożuch zawinięte tylko żywe, dogorywa modląc się Bogu.
— A któż mu Sieciechuje?
— Nikt chyba.
— Któż u was rządzi? — badał ciągle przybyły.
— Królewicze po grodach, wojewodowie po ziemiach — mówił Strzegoń cedząc słowa niechętnie.
— Bracia z sobą w zgodzie?
Strzegoń na to pytanie głową pokiwał — musiał przybysz czekać na odpowiedź.
— Bolko czasu nie ma sporzyć, to rycerz prawy, ten dnia nie usiedzi. Zbigniew gnuśny i tchórz, boi się go, knuje pocichu, wystąpić nie śmie, kretowiny nam po gościńcach sypie, czasem kto na nich utknie, i nogę roztrąci.
Toć przecie wiedzieć musicie.
— Zkąd wiedzieć! — rzekł przybysz. — Tyleśmy o was znali, że gdy Sieciech na was Połowców nasadził, posłał na pewne ręcząc, że łupu nabiorą i popłochu naczynią — toście wy ich natłukli i spędzili!
— Któżby tego dokazał, jeśli nie nasz młody pan, Bolko — odezwał się dumnie Strzegoń. — Mnie