Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 101.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

może łacniéj wędrować — dodał Strzepa — czemu jego nie przybierzecie?
Sieciech w istocie zwrócił się do Zaboja, który coś około ludzi swych i rynsztunku przysposabiał.
— Jedziecie ze mną, Zabój — rzekł spozierając na niego.
— Ja? odwracając się odparł Czech — albo już nie macie kogo z sobą zabierać, abym ja miał wszystko opuszczać, ledwie się osiedliwszy. Dom nieskończony, — trzebieże pod osady ledwie począłem! Szalonybym był z miejsca się ruszać!
Dumny Sieciech, przed którym niedawno płaszczyło się wszystko, nie miał teraz tylko czeladź i niewolnych ludzi przy sobie.
Co się w duszy nagle upadłego człowieka dziać musiało — któż wypowie?
Jedni drugich ostrzegali, aby się nikt nie ważył iść z nim i na niepewne puszczać losy, bo mu wszystkie posiadłości i ziemię zabrać miano i wywołanym być miał na wieki.
Przechodzącego przez podwórza omijano zdaleka, niektórzy kryli się przed nim do przedsieni i po szopach, aby gwałtem nie pociągnął ich z sobą.
Wojewoda chciał raz jeszcze do króla iść. Komornicy, którym arcybiskup i duchowni surowe wydali rozkazy, stanęli u drzwi nie dopuszczając wnijścia. Zażądał, aby ktoś od niego z posel-