Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 095.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnie na sumienie wasze... Niech Bóg odwróci, niech Bóg oświeci, niech Bóg doda siły!
— Amen! — dodali towarzysze arcybiskupa.
Wzruszony król chciał do drzwi odprowadzać duchownych, lecz sił mu brakło; podniósł się z siedzenia i padł na nie z niemocy wielkiej. Zimny pot czoło mu oblewał.
Duchowieństwo ustępowało gdy królowa weszła znowu Sieciecha wiodąc za sobą. Zmieniona jéj twarz stała w płomieniach gniewu; niemoc królewska nie obudzała w niéj litości ale niechęć i pogardę. Zbliżyła się do omdlałego na poły i wskazując go odezwała głośno do wojewody.
— Co czynić z takim człowiekiem, który żadnéj nie ma siły, chwieje się i pada, słucha każdego, lęka się wszystkich, rozum i wolę postradawszy — poświęci was, mnie, dzieci trwodze jednéj, da się prowadzić gdzie go te klechy powiodą. Na skargę na nich do Rzymu słać trzeba.
Król słysząc to nie odpowiadał, wyciągnął ręką szukając dłoni Sieciecha i pochwyciwszy ją szeptać mu coś żywo począł na ucho.
Spostrzegłszy to Judyta ruszyła ramionami i wolnym krokiem nazad się ku drzwiom zwróciła.
Sieciech pozostał sam z królem. Przez cały wieczór niemal, trwały jakieś między nim a Władysławem narady tajemne. Po kilkakroć woje-