Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 088.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Starzec zarumieniony był i gniewny. Słowa nie mówiąc, ustąpił wojewoda.
Po wyjściu jego milczenie panowało długą chwilę, aż biskup Filip się odezwał:
— Kto wié, czy nas teraz do króla dopuści wojewoda?
Arcybiskup wstał żywo.
— Mnie? — zapytał — śmiałby?
Od dworca do zamku nie było daleko, mała przestrzeń je dzieliła.
— Idziemy natychmiast do króla — dodał o. Marcin.
Przywołano kapelana i kleryków, arcybiskup wdział suknie swe uroczyste; krzyż wzięty z kościoła krucyferowi rozkazując nieść przed sobą. Duchowieństwo i prałaci towarzyszyć mieli i poprzedzać pasterza.
Biskup Filip w dzwon kościelny rozkazał uderzyć.
Arcybiskup nie dał się powstrzymać na chwilę, natychmiast ustawił się orszak duchowieństwa przyodzianego w komże z krucyferem na czele; biskupi otoczyli o. Marcina, nieustraszony starzec skinął, aby szli ku zamkowi.
Zdala już musiano widzieć ten pochód uroczysty. Dziedziniec około dworca królewskiego pełen był ludzi, wojskowych koni, dowódzców, żołnierzy. Sieciech nie miał czasu wydać rozkazów, a gdyby nawet był zalecił niedopuszczać