Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 078.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skupa sam wyśle jednego z duchownych. — I powtórzył. — Nie poczynajcie wojny.
— Z wojowaniem spieszyć nie będziemy — odpowiedział Magnus — ale osaczać musiemy, bo się posiłki ściągać mogą.
Stali jeszcze chwilę u brzegu, aż wojewoda do namiotów na spoczynek prosić zaczął, i pociągnęła gromada cała za biskupem...
Tu gdy usiedli znowu się tażsama powtórzyła rozmowa i tosamo upominanie. Królewicze, jak im przystało na uboczu się trzymali. Magnus za nich i za wszystkich mówił, iż z Sieciechem skończyć chcą i gotowi na największe ofiary, byle się go pozbyli.
Zaledwie dotknął téj strony drażliwéj, gdy za nim wkoło krzyczeć znowu zaczęli wszyscy niemal.
— Na sosnę z nim!
— Na pień z nim, pod topór...
— Niech ginie!
Ledwie się nierychło rozkołysane namiętności uspokoiły.
Mógł biskup poznać co w obozie myślano i czego żądano.
Nawzajem z tego co mówił O. Filip widać było, iż zamek płocki w żywność zaopatrzony był dostatnio, a król dla ocalenia ulubieńca do ostatka bronić się był gotowym. O wydaniu go po dobréj woli mowy nawet być nie mogło. Magnus zaś