Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Król!
Struchlał ze strachu Bolko, porwał się biedz, wstrzymał go Magnus.
— Króla nie ma! Król uszedł do Sieciechowa!!
Wiadomość ta była tak niespodziana i dziwna, że Bolko jéj wierzyć nie chciał, jak stał wybiegł ku królewskiemu namiotowi.
Widok był straszny, resztę ludzi królewskich, którzy pozostali, jęczących, klękających, wypraszających się, wiązano i bito.
Namiot dokoła oblegała starszyzna wściekła z gniewu, obrywając z niego płótna, krzycząc i odgrażając się. Napróżno komornicy króla zaklinali się, iż o ucieczce nic nie wiedzieli, słuchać ich, wierzyć im nie chciano. Zbigniew chwyciwszy się pół nagi ze swego legowiska, latał gniewny, odgrażając się i jątrząc drugich jeszcze.
Całe wojsko biegło po konie, jakby nieprzyjaciel zagrażał, ludzie wdziewali zbroje, szykowano się, trąbiono, potracili głowy wszyscy.
W tém jeden z czeladzi króla, zagrożony mękami, bo go już na ogień brać chciano, pokląkłszy opowiadać zaczął, jak się to stało.
Władysław już musiał mieć umowę jakąś przez tajemnego posłańca z Sieciechem uczynioną; gdy się wszyscy rozeszli, nie chciał dać z siebie sukni zdejmować, ludzi poodprawiał i trzech tylko zaufanych przy sobie zostawił. Pacholę, które spało u opłotków namiotów, widziało potém prze-