Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 063.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Od ludzi pochwyconych na pastwiskach dowiedziano się zawczasu, iż wojewoda z całą siłą swą do zamku swego się schronił, a wojska do obrony miał podostatkiem.
Bolko znów już czuł tylko i widział przed sobą to, co najwięcéj mu było upodobaném — wojnę; dla walki zapomniał o wszystkiém, biegał po szeregach i pierwszy z drużyną swą, wyprzedzając innych, poskoczył ku brzegowi rzeki, która od zamku dzieliła, aby przeprawę i bród opatrzeć.
Zamek silnie był opasany wałami, tynami, przekopy, Wisła tuż pod nim płynęła szeroka i do przebycia niełatwa. Brodów, dawniéj pozatykanych, teraz trzeba było szukać dla przeprawy, a czółen ani promu po téj stronie nie było. Poniżéj i powyżéj zamczyska musiano ludzi słać, aby próbowali, gdzie najmniejsza była głębina.
Przeprawiwszy się wreszcie zamek niełatwo zdobyć było, oblegać go musiano. Wojewoda ostrożny we wszelki zapas opatrzył gniazdo swoje, które długo bronić się mogło. Na wałach widać było lud mnogi, zbrojnych rycerzy, a między niemi i czarne suknie benedyktynów.
Nim coś postanowiono o przeprawie, obozem z téj strony Wisły położyć się musiano, obrawszy miejsce suche i nieco wznioślejsze dla rozbicia namiotów. Cieszyli się wszyscy, że król tego dnia gdy się go najsmutniejszym widzieć lękali, do