Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 043.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przy pożegnaniu Greta się za nim także wstawiać próbowała, Zbigniew się jéj w oczy popatrzył i rzekł przez zęby.
— Młodszego sobie znajdziesz!
Tem ją do milczenia zmusił.
Ku wieczorowi pan, dwór i oddziały były w gotowości, drużyna przybrana cudacko, Zbigniew pierwszy raz występujący rycersko i z wielką ochotą. Nie omieszkał nakazać aby wyciągając z zamku w rogi dęto i śpiewano.
Szedł królewicz nie kryjąc się z tém, że wyprawa była mu po myśli. Obalenie wojewody Sieciecha, znaczyło dlań wiele, nie obawiał się nikogo prócz niego. Znał jego rozum, przewagę nad królem, siłę w kraju; wolał ażeby mu pozostał młody Bolko, którego się chytrością i podstępem pozbyć spodziewał. Dlatego chętnie usłuchał arcybiskupa, nie dał się powstrzymać nikomu i wyjechawszy z Gniezna, kazał iść na wprost lasami, dopókiby konie spoczynku nie potrzebowały.
Przewodnicy spędzeni z osad, wiedli na Wrocław z największym pośpiechem.
Tu przygotowania wojenne nie ustawały; Szlązacy, część Krakowian Sieciechowi i rodowi jego przeciwnych, ściągali się zbrojni do zamku. Ludzi zbierano zkąd tylko wziąć ich było można — pułki Strzegonia, zmieniwszy starszyznę w części przeciągnięto dla królewicza, Magnus czynny słał