Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 042.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bie sami kamień do szyi przywiązujecie! — Mówiła długo jeszcze, ale książe zdawał się jéj nie słuchać.
Zjadłszy, wyjrzał oknem na komorników — zawołał i wyszedł z izby, zostawując ją zaperzoną, nieprzytomną prawie z bezsilnego gniewu. Za wychodzącym podniosła dwie pięści zaciśnięte, zakręciła się i do swéj izby pobiegła.
Nie było już sposobu powstrzymać go. Marko siedział w ciemnicy, Gretę przepędzono, w podwórcach ludzie się gromadzili, nowe oddziały z okolicznych gródków przybywały, ale w tak prędkim czasie nad kilkaset głów zebrać nie było podobna.
Najgorzéj na swej wierności Sieciechowi wyszedł Sobiejucha, któremu pozostać zamkniętemu na cały czas niebytności pańskiéj, nie korzystać z wyprawy, stracić zaskarbioną łaskę tak niespodzianie, było klęską straszną.
Jednego ze stróżów wysłał do Zbigniewa, prosząc pokornie o uwolnienie, ofiarując się iść gdzie mu każą, — a książe rozśmiał się złośliwie i przykazał tylko z ciemnicy do izby przeprowadzić, a w niéj go trzymać do powrotu o chlebie i wodzie, aby się pana szanować nauczył. Nie pomogły ponawiane błagania i prośby innych sług, królewicz śmiał się szydersko, czyniło mu to rozrywkę, że mógł nieco uzuchwalonego poskromić.