Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 255.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dla nas malarzów taka piękność to prawdziwy skarb. Zdaje się, że z każdym dniem cudniejszą się staje. W naturze takich nadzwyczajnych piękności jest coś z natury mieniących się kamieni, które coraz inną barwę przybierają, a coraz świetniejszą...
— Hm! mruknął szambelan — a gdzieżeś asindziej widział moją żonę?
— W teatrze, na spacerach, na hecy, na widowiskach; zachwycała wszystkich nas a ćmiła swą pięknością, panie.
Rzesińskiemu to pochlebiło.
— Tak, tak — rzekł — piękność primae classis!
— Ale nam pan jej z Warszawy nie zabierzesz? — spytał malarz.
— Nie wiadomo, nie wiem, to się okaże — odparł Rzesiński.
Rozmowa była nieco ciężka i kasztelan oba wiał się splątać, a wydać nie chciał, zwrócił ją więc na inne sprawy; Plersch jednak wracał uparcie do kasztelanowej.
— Masz pan kasztelan zapewne — rzekł po chwili — doskonały portret pani dobrodziejki, Lampiego lub Bacciarellego... wszyscy magnaci nasi zdobią teraz portretami domy swoje...
— Nie, jeszcze portretów nie mam — odpowiedział Rzesiński, i jak promień światła uderzyła go myśl, iż otrzymawszy gwiazdę, z nią nieuchronnie