Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 229.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

włosach kwiateczkiem, z koralami na szyi, z rumieńcem na licu, Natałka była obrazem życia i nadziei; w kaszmirowej sukni długiej, z pierścieniami na palcach, w naszyjniku złocistym, z puklami trefionymi, spadającymi na ramiona, w atłasowych trzewiczkach, piękna szambelanowa była obrazem znękania i rozpaczy. Na czole napisana była żałoba, usta różowe pobladły, cera wybielała woskowo, stała się przeźroczystą, oczy tylko cały ogień skupiły w sobie, ciemnymi obwiedzione tonami; zdawały się dogorywać, jak gasnąca pochodnia, co chwyta ostatki płomienia, aby się sama pożarła.
Leżąc tak zadumana, spojrzała obojętnie na wchodzącą Grzybowskę i nie podniosła się nawet. Usta jej skrzywiły się jakimś pół uśmiechem szyderskim, głową tylko skinęła powoli, a potem rączką białą, po której sine żyłki jak siatka się krzyżowały, wskazała okok stojące krzesło.
Grzybowska stanęła naprzeciw niej.
— Ktoby powiedział, że najnieszczęśliwsza w świecie kobieta, a to pieszczone dziecko, popsute...
— I takie szczęśliwe — szepnęła ironicznie Natalia — o, zapewne. Kapryśne dziecko! chce mu się szybki z okna, kafli z pieca, gwiazdki z nieba, nieprawdaż? Tak wy mówicie wszyscy, a gdy komu trzech powie, że pijany, niema co robić, powinien iść spać. Tak i ja. Wszyscy mi mówicie, żem być