Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 188.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Natałka stała nad nim także z założonemi rękami, zamyślona i milcząca.
Nie domyślali się przybyli, co było powodem napaści, z przerażeniem więc mówili o rozbójnikach pod Kaniowem, którzy tak samo jak Plerscha, i dostojniejszą osobę jaką napaść mogli. Sydorowa nie miała ochoty tłómaczyć się obszerniej, ani ona ani jej córka nie chciały wydać Maksyma. Obie jakiś przestrach ogarniał. Bondarowej nawet chwilami na myśl przychodziło, że jej mąż mógł do tej mściwej należeć napaści.
Po długich naradach postanowiono, choćby dlatego, że do chaty mógł kto nadejść ze dworu, a najprędzej sam król, który dni kilka nie widział Bondarywny, wynieść jeszcze tego samego wieczora Plerscha do jego dworku i potajemnie doktora Bekera powołać do niego. Grzybowska, której o to wielce chodziło, czynnie się zajęła wszystkiem. Szambelan musiał z jednym z parobków pójść po konie, a w godzinę potem bryczka dobrze wysłana przewiozła po cichu ranionego Plerscha na jego górkę w dworku Zamysłowskich.
Tu tymczasowo podjął się do przybycia kogoś, coby go mógł wyręczyć, siedzieć pan szambelan Rzesiński.
Grzybowska czekała na marszałkowę. Jak na przekorę pani Mniszchowa późno dosyć przybyła