Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 185.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

postąpił kroków kilka naprzód. W mroku postrzegł zwolna idącego mężczyznę.
Malarz szedł zamyślony i upojony, a smutny, i w sobie zatopiony, tak, że nie widział nic. Cały ten wieczór spędzony u Bondarowej, wydawał mu się jakby snem jeszcze, jednym z tych, których tak wiele przemarzył w życiu.
Nagle mignęły przed nim dwa cienie i z dwóch stron spadły nań dwa uderzenia tak ciężkie, iż Plersch, którego jedno z nich w głowę dosięgło, zaledwie siłę mając krzyknąć o ratunek, padł krwią oblany na ziemię. Omdlał, nie wiedząc już, co się z nim działo.
Maksym przypadł doń w początku z wściekłością, ale sięgając ręką, aby namacać obalonego, umoczył ją w płynącej krwi i wzdrygnął się. Była to pierwsza krew ludzka, którą przelał w życiu. Porwał się jak oszalały i począł ku wąwozowi uciekać. Krywonogi ujrzawszy to i widząc, że napadnięty leży nieruchomy, rzuciwszy pałkę, popędził za nim. Plersch, któremu z rozbitej głowy krew się lała, leżał jeszcze omdlały.
W chwili napaści Sydorowa jeszcze była na progu chaty. Krzyk Plerscha, który posłyszała, przenikający, urwany nagle, wstrząsnął nią całą. Domyśliła się napaści. Maksym jej przyszedł na pamięć.
Nie wołając nikogo, popędziła stara ku wrotom, otworzyła je i ostrożnie rozpatrując się, poczęła