Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 184.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się do wąwozu. Tu na niego oczekiwał Krywonogi.
— Wstawaj! — zawołał parobek — Lach ze dworku, do którego Sydorowa prowadzi codzień Natałkę, sam przyszedł; radzi że nas nie ma. Może jeszcze czas naszą zuzulę ratować; chodź!
Krywonogi rękami około siebie poszukawszy pałki, którą miał przysposobioną, zerwał się, nie mówiąc nic, zarzucił ją na ramię i począł iść, sapiąc jak zwierz.
Maksym miał kij także. Wysunęli się z gąszczy ku drodze, a drogą powoli poczęli zbliżać do chutoru.
— Tędy musi powracać — rzekł Maksym. Szkodliwej bestyi nie ma co żywić, niech ginie!
Krywonogi podniósł do góry pałkę i spuścił ją na ziemię z całej siły. To była odpowiedź jego.
Wybrali miejsce w cieniu pod płotem z gnoju i gliny, który wałem otaczał obejście. Droga z chutoru szła tuż i minąć ich nie było podobna. Maksym nie rozliczył się tylko, że krzyk napadniętego dójdzie do chaty; o kilkadziesiąt kroków dalej, na zawrocie, jużby go słychać nie było.
Księżyc tylko co się dobywać zaczął nad ziemię, krwawą twarzą gdy w podwórku usłyszeli głos Sydorowej i Natałki i „dobranoc“ powtórzone razy kilka. Kroki dały się słyszeć, potem i wrotka skrzypnęły. Krywonogi wstał, pałkę ująwszy, a Maksym