Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

woli, na górze, ranek spędził na porządkowaniu improwizowanej pracowni swojej, tak, ażeby nieznaną piękność mogła przyjąć i ugościć. Postarał się o nieodbite sprzęty, z deszczek zbić kazał jaką taką sztalugę, naciągnął płótno, dobył farby z pęcherzami, wybrał pędzle, zastrugał węgiel. Dla swego wzoru z dołu od Zamysłowskich wyprosił krzesełko, bo dla siebie miał tylko dwa stołki. Wszystkie graty swoje do drugiego pokoju powynosił i ubrany czekał.
Ale przez cały dzień, oprócz tego, co mu spóźniony i ostygły obiad przyniósł, nie widział nikogo. Wieczorem dano znać, że nazajutrz rano wzór przyjdzie, że może i marszałkowa także się do niego przekradnie, bo chciałaby pokierować portretem. Znać nie dowierzała gustowi biednego malarza.
Wszystko było więc w gotowości, a wyobraźnia artysty pracowała niezmordowanie nad wytworzeniem sobie wzoru tego tajemniczego portretu. Blondynka czy brunetka? słuszna czy maleńka i zręczna jak myszka? królowa czy subretka?
Subretek Plersch nie lubił. Te śliczne buziaczki z dwoma dołkami na policzkach różowych, z dołkiem na bródce, z zadartym noskiem maleńkim, ze śmiejącemi się oczęty, nie zdawały mu się godnemi jego pędzla. Wolał piękności klasyczne, rysów greckiego posągu, z oczyma tajemnic pełnemi, z uśmiechem, w którym gorycz się żeni z rozkoszą, piołuny i am-