Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 118.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Plersch szedł za służącym, który go do dworu wprowadziwszy, sam przodem pobiegł oznajmić i drzwi mu do saloniku otworzył.
Pani marszałkowa nie potrzebując się ceremoniować z takim skromnym człowieczkiem jak Plersch, była na wpół rozebrana. Miała lekki szlafroczek na sobie, patynki na nóżkach, bo ją trzewiki cisnęły, chustkę od nosa w ręku i wachlarzyk. W pokoju było nieco gorąco.
— Bardzo panu dziękuję, że przyjechałeś — odezwała się, podchodząc ku niemu — miałam do pana interes...
Tu się zatrzymała nieco; jakoś trudno było powiedzieć, o co chodziło.
— Potrzebuję mieć portret, ale bardzo, bardzo ładny i bardzo prędko.
— Pani marszałkowej? — spytał Plersch.
— Ale broń Boże! — rozśmiała się z urazą pewną — mnie już Lampi i Bacciarelli malował, mam tego dosyć, nigdy w życiu do portretu siedzieć nie będę. Portret bardzo ładnej osóbki, młodej ale prostej chłopki.
Plersch zdziwiony spojrzał; chciał spytać, na co się miał ten portret przydać i przez uszanowanie się wstrzymał.
— Czasem się i chłopianki trafiają ładne. Pan ją odmaluje czy jako pasterkę, czy jak tam będziesz