Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyzbę, podparł na ręku i dumał. Natałka stała pod piecem, przyglądając się pierścionkowi na palcu. Obracała go różnie do światła... błyszczał jej jak królewskie wejrzenie.
Matka się do niej zbliżyła po cichu.
— A co bat’ko powie? — szepnęła.
Jak przebudzona Natałka z przestrachem na nią popatrzyła.
— Zrzuć i schowaj! — rzekła stara.
— O, nigdy w świecie! nigdy! — gorąco odparła dziewczyna. Król mi go włożył na palec! Nigdy!
— Ojciec ci go razem z palcem wyrwać gotów! — zawołała matka przelękła.
Natałka się zamyśliła i wnet rozdarłszy fartuch, paskiem białego płótna milcząc palec obwinęła.
— Ja z nim umrę! — szepnęła po rusku i nie wiedzieć dlaczego, łzy się jej z oczów puściły; siadła pod piecem i płakała długo, a Sydor sumował przed chatą, a matka dumała, stojąc u ognia i brodę podparłszy na ręku, ani widziała, jak szumowiny z garnków w ogień sycząc płynęły.




Za panowania Stanisława Augusta, szambelanów J. kr. Mości było więcej niż wszelkich innych dworskich dygnitarzy. Tym tanim tytułem król obdarzał wielu niewymagających biedaków, co się doń po jakieś odznaczenie cisnęli. Czynnych szambelanów