Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 055.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czem po drogach kupców rozbiał, i że z tego takie skarby zebrał. Drudzy twierdzili, że i żonę z bogatej chaty gwałtem uprowadził, rodziców pomordowawszy i spaliwszy dla niepoznaki domostwo. Inni utrzymywali, że cerkwie i kościoły rabował, że ze skarbon zabierał grosz święty, że był i teraz przewódzcą jakichś szajek, których starszyzna do niego po nocach na rady przybywała i u niego miała składy w loszku pod chatą wykopanym. Głośno jednak strzegł się każdy słowa przeciw niemu powiedzieć, bo z Sydorem nie było żartów — ubićby był gotów. A pomimo że go tak i rozbójnikiem robiono i łotrem ostatnim, gdyby który z tych, co pletli te baśnie, mógł był syna z Natałką zaswatać, uważałby się był za najszczęśliwszego. O bogactwach bowiem Sydora Bondara przesadzone miano pojęcie i pewni byli, że półkorcówką dukaty mierzył. Tylko że jej u nikogo pożyczać nie potrzebował, więc jak w bajce owej, od smoły na dnie żaden zdradliwy nie lgnął czerwoniec.
Czy kiedy w istocie zbójem był i na dwory napadał, trudno się było przekonać ludziom; o tem tylko wiedzieli bardzo dobrze, iż od czasu, jak osiadł na chutorze nad Spasem, nic mu zarzucić nie było podobna, chyba że się niekiedy z domu oddalał i niewiedzieć gdzie znikał na czas, że w istocie nocami doń przybywali konni, z którymi w alkierzu sia-